Ostatnio namalowałam kilka obrazów. Przypuszczam, że dla mieszkających ze mną pod jednym dachem i obserwujących moje zmagania (pozdrawiam męża i dzieci) mój workflow wyglądał dość dziwnie. Jednego dnia coś zaczęłam malować. Za dwa dni malowałam na płótnie obok. A potem włączyłam w tę zabawę trzecie płótno (bo dwa pozostałe moim zdaniem przestały rokować, że coś z nich wyjdzie). Po czym za tydzień wracałam do pierwszego i wszystko zamalowywałam. Potem wybierałam któreś z pozostałych i zamalowywałam powiedzmy połowę. I tak mniej więcej przez trzy miesiące.
A stało się tak dlatego, że obiecałam, że namaluję dwa obrazy na ZADANY temat. Miał to być prezent dla Przyjaciół moich Przyjaciół. W temacie niby duża dowolność, ale jednak ramy były określone dość wyraźnie. Było to trudniejsze niż przypuszczałam. No ale powstały. I nawet mi się podobają.
Pierwszy z nich prezentuje się tak:
A na sztaludze i w innym oświetleniu tak:
Poniżej kilka zbliżeń:
To jeden z wcześniejszych etapów:
A w tym właśnie momencie, na bardzo wczesnym etapie,
po bliższym przyjrzeniu się 'dziełu' sięgnęłam po drugie płótno:
po bliższym przyjrzeniu się 'dziełu' sięgnęłam po drugie płótno:




Brak komentarzy:
Prześlij komentarz