piątek, 30 stycznia 2015

To miał być brudnopis

 Zawsze gdy kończę malować, zostaje mi trochę nie zużytych farb. Strasznie mi szkoda ich wyrzucać. No i wpadłam na pomysł, żeby te farby zużywać na dodatkowym płótnie, które stało u mnie od miesiąca i nie miałam pomysłu, co na nim namalować. Pierwsze parę machnięć pędzlem było takich: 




No i tak sobie malowałam i domalowywałam przez kilka dni. W międzyczasie tworzyłam obraz właściwy, czyli portret syna (który nie wyszedł mi tak jak chciałam i na razie się nim nie pochwalę). 

Któregoś popołudnia dzieci zaczęły mnie znowu molestować, że chcą coś namalować na płótnie. Stwierdziłam, że czemu nie, skoro i tak jest to taki obraz dodatkowy. Niech sobie maźną to co chcą. A ja to jakoś wkomponuję w resztę tego, co tam powstaje. No i namalowały: 






Najpierw Ewa namalowała to żółte coś na dole po prawej stronie. Twierdzi, że jest to łapka podajka. Czyli coś pewnie komuś podaje. Potem Tymon chwycił za pędzel i namalował swoją ulubioną zabawkę z ostatnich lat, czyli piłkę nożną. Chciałam namówić męża, żeby dodał również coś od siebie. Ale jak do tej pory nie zadeklarował chęci.

A potem ja domalowałam resztę. Panuje tu głównie chaos. Wiem:>






 Wspólne 'dzieło' zawisło w 'salonie'. Dzieci uważają, że jest wspaniałe i bezcenne. Ja się z tym zgadzam. Oczywiście:) 

Ps: Muszę wspomnieć, że ten obraz malowałam przy bardzo konkretnej muzyce. Mianowicie było to The Knife (taka dziwna skandynawska grupa muzyczna). 

środa, 28 stycznia 2015

Pustynne klimaty

Pół roku temu moja koleżanka poprosiła, żebym namalowała jej coś dużego. Im większe tym lepiej. Ponieważ moje mieszkanie trochę mnie ogranicza, postanowiłam, że największy format na jaki mogę się porwać, to 100x70. I taki właśnie duży jest obraz, który będę opisywać. 

W poszukiwaniu pomysłów na obraz przekopywałam zdjęcia z najciekawszymi miejscami na świecie. W ten sposób natrafiłam na pustynię w Namibii. Jest to bardzo suchy i piaszczysty teren, a o tym, że kiedyś panował tam bardziej przyjazny dla roślin i zwierząt klimat przypominają kikuty obumarłych drzew. 

No więc wzięłam się do roboty: 



Trochę przeszkadzały mi w tym dzieci pętające się w piżamkach pod moimi nogami. Też bardzo pragnęły coś namalować. Najlepiej na płótnie. Najlepiej największym. I moimi farbami oczywiście.



 Wymyśliłam, że na środku będzie jedno drzewo, a w oddali niewyraźnie zarysowane kilka kolejnych. 
Moje plany wzięły jednak w łeb, gdy domalowałam chmurkę z prawej strony. Nie chciałam jej zbytnio zasłaniać, i musiałam wymyśleć jak to wszystko połączyć.  



Zrobiłam 2 szkice drzew, wstawiłam to wszystko razem ze zdjęciem obrazu do Photoshopa i zaczęłam te drzewa ustawiać w różnych miejscach na obrazie i kombinować.



Wyszło mi w końcu to co poniżej:



Jestem z tego dość zadowolona - zważywszy na to, że to pierwszy duży format i dość realistyczne kształty. Realistyczne, ale raczej proste - specjalnie szukałam czegoś prostego, żeby na pewno sobie z tym poradzić.
.
.
.
.
No dobra, jak teraz na to patrzę, to pewnie coś by tam można było poprawić:> 



niedziela, 25 stycznia 2015

Cyc i Gitara

Któregoś wieczoru wzięłam płótno i zaczęłam malować żółte esy-floresy. Potem dodałam wielkie kropki. Potem odeszłam trochę dalej żeby przyjrzeć się dziełu:> I wtedy wszystko ułożyło się w całość. Wiedziałam już co maluję. Dodałam dwa kolory, które ostatnio bardzo lubię, czyli niebieski i taki brązowo-czerwony. Zaczęłam też nieśmiało eksperymentować z mieszaniem kolorów (dodałam biały i rozjaśniałam obraz w różnych częściach).W ogóle to biały kolor jest tym, który najszybciej zużywam. Fantastycznie nadaje się i do zamalowywania błędów (robienia undo;)) i do rozjaśniania. Bez białego koloru to jak bez nogi... 

Obraz powstał w ciągu jakichś 40 minut. I wygląda tak: 



A tak w ogóle to namalowałam go  w czerwcu 2014 roku. 


środa, 21 stycznia 2015

Dla Mamusi

Któregoś razu byłam z wizytą u rodziców. Wspomniałam im, że trochę ostatnio maluję. Mama od razu podchwyciła temat i poprosiła mnie, żebym namalowała jej coś specjalnego. Zgodziłam się oczywiście, tylko musiała opisać co to ma być. Zamiast mówić mama otworzyła portfel, wyciągnęła z niego mały obrazek i pokazała mi go. Była na nim twarz Jezusa.

Pomimo że nie jest to moja ulubiona tematyka, w tym wypadku nie wahałam się specjalnie. Obraz był bardzo dobrze namalowany - i był ładny. No i miałam go tylko skopiować - a kopiowanie jest dość proste. Gorzej u mnie z własnymi pomysłami;)

No i tak powstał kolejny obraz na płótnie, specjalnie na prośbę mojej mamy. Oto on:




Malowałam go jakiś tydzień, może dwa. Najwięcej problemu miałam z oczami. Długo w miejscu oczu były białe miejsca, bo bałam się zabrać za ich malowanie. A gdy już w końcu się przemogłam i namalowałam pierwszą wersję, okazało się, że lewe oko jest wyżej. No więc niewiele myśląc, zamalowałam je białą farbą. Ale nie chciałam już patrzeć na taki pusty oczodół, więc jeszcze tego samego wieczoru Jezus miał oko z powrotem.

Żeby znowu nie namalować czegoś nie na tej wysokości co trzeba, przy kolejnej próbie posłużyłam się linijką. Teraz już oczy są w miarę równo osadzone. A na kolejne poprawki już i tak za późno, bo obraz ma już swoje lata (no dobra, pół roczku - powstał w czerwcu 2014 roku). I wisi już od dawna w mieszkaniu moich rodziców:> 

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Jak zaczęło się moje malowanie

Pewnego razu, jakiś rok temu, pomyślałam, że fajnie by było mieć na ścianie prawdziwy obraz, taki namalowany przez artystę, a nie reprodukcję. Pierwsze, co zrobiłam, to odpaliłam allegro, przeszukałam dział Malarstwo, i zakupiłam dwa piękne obrazy. Zdobią one do dzisiaj ściany mojego mieszkania. 

Ale... To mi nie wystarczyło. Zapragnęłam, żeby dzieci w swoim pokoju również miały jakiś obraz. Poprosiłam więc koleżankę, która maluje piękne baśniowe stworki, żeby namalowała coś dla naszych dzieci. Namalowała. I jak byłam u niej odebrać obrazy, i zobaczyłam te wszystkie płótna: i te czyste, i te zamalowane, pełne kosmicznych i baśniowych istot, poczułam straszną zazdrość. 

No bo co kurde... Ja przecież też zawsze to lubiłam. Jak byłam malutka, to potrafiłam godzinami bazgrać, szkicować i malować. Do dzisiaj pamiętam drapiący w gardło zapach obrazów malowanych farbami olejnymi. Paskudny zapach. Ale ile frajdy z malowania! 

To było bardzo mobilizujące spotkanie. Dziękuję Ci Lyubka! :) 

Parę dni później wieczorem zasiadłam do kolejnych zakupów na allegro. Tym razem zakupiłam pędzle, farby akrylowe, kilka płócien i potężne, zajmujące pół pokoju sztalugi. Mój mąż był załamany:> 

No i dochodzimy miejsca, w którym pojawia się mój pierwszy obraz namalowany farbami akrylowymi. Jest to właśnie Birdy: 



Co prawda zaczęłam go malować obróconego o 180 stopni. Góra miała być dołem, dół górą... A kształty były zupełnie przypadkowe. Dopiero gdy go poobracałam, odkryłam, że maluję ptaszka- kometę:> 




Obraz powstał wiosną 2014 roku. I całkiem mi się podoba - zważywszy, że jest to pierwszy obraz malowany przeze mnie akrylami na płótnie. Nie zamierzam go już też specjalnie poprawiać, bo musiałabym się wkraść z farbami do mieszkania przyjaciół. A potem jeszcze jakoś dobrać się do obrazu. Więc raczej  niech już sobie będzie taki jaki jest:) 


Po co mi blog

Odpowiedź jest prosta. Jest mi potrzebny, żebym mogła opisać obrazy, które namalowałam i namaluję. Nie wiem jak długo to potrwa. Możliwe, że już za chwilę skończy mi się zajawka na malowanie i jedyne co tu zostanie, to kilka pierwszych postów. 

Oko


Dla mnie i tak będzie to właśnie to, o co mi chodziło.