Zawsze gdy kończę malować, zostaje mi trochę nie zużytych farb. Strasznie mi szkoda ich wyrzucać. No i wpadłam na pomysł, żeby te farby zużywać na dodatkowym płótnie, które stało u mnie od miesiąca i nie miałam pomysłu, co na nim namalować. Pierwsze parę machnięć pędzlem było takich:
No i tak sobie malowałam i domalowywałam przez kilka dni. W międzyczasie tworzyłam obraz właściwy, czyli portret syna (który nie wyszedł mi tak jak chciałam i na razie się nim nie pochwalę).
Któregoś popołudnia dzieci zaczęły mnie znowu molestować, że chcą coś namalować na płótnie. Stwierdziłam, że czemu nie, skoro i tak jest to taki obraz dodatkowy. Niech sobie maźną to co chcą. A ja to jakoś wkomponuję w resztę tego, co tam powstaje. No i namalowały:
Najpierw Ewa namalowała to żółte coś na dole po prawej stronie. Twierdzi, że jest to łapka podajka. Czyli coś pewnie komuś podaje. Potem Tymon chwycił za pędzel i namalował swoją ulubioną zabawkę z ostatnich lat, czyli piłkę nożną. Chciałam namówić męża, żeby dodał również coś od siebie. Ale jak do tej pory nie zadeklarował chęci.
A potem ja domalowałam resztę. Panuje tu głównie chaos. Wiem:>
Wspólne 'dzieło' zawisło w 'salonie'. Dzieci uważają, że jest wspaniałe i bezcenne. Ja się z tym zgadzam. Oczywiście:)
Ps: Muszę wspomnieć, że ten obraz malowałam przy bardzo konkretnej muzyce. Mianowicie było to The Knife (taka dziwna skandynawska grupa muzyczna).



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz